Far Cry: Primal – analiza gameplayu
Pierwszą rzeczą, jaką wypada zrobić w Far Cry: Primal jest powolne pełzanie wokół mamutów, które akurat się posilają. Drugą rzeczą jest zabicie jednego z nich. Zwierzę musi umrzeć, abyśmy my mogli przetrać. Potrzebujemy wszak pożywienia. Panicznie i wyglądające na bezmyślne dźganie powala w końcu grubego zwierza. Właśnie zapewniliśmy sobie na jakiś czas przetrwanie.
Tak wygląda większość fragmentów rozgrywki, które pojawiły się w sieci. 10 000 lat przed naszą erą istniała już ludzkość. Byliśmy wtedy bełkotliwymi maniakami kierującymi się pierwotnymi instynktami. Mimo wszystko już wtedy ewolucja postąpiła na tyle, że znajdując pewną liczbę materiałów, pierwotni łączyli je, aby stworzyć z nich coś pożytecznego, czyli w ówczesnym rozumieniu praktycznego. Tak jest i w najnowszym tytule z serii Far Cry. Już trzecie z zadań polega na szukaniu niezbędnych surowców. Co można wykonać z pięciu sztuk drzewa olchy, dwóch kawałków trzciny i dwóch kawałków skały? Jak się okazuje, tyle wystarczy, aby sprawić sobie łuk. Zadanie nie brzmi zachęcająco, ale okazuje się, że wszystkie materiały znajdują się w małym promieniu od nas.
Jeśli mieliście nadzieję, że Far Cry: Primal wprowadzi jakikolwiek powiew nowości w tym aspekcie mechaniki, z całą pewnością będziecie rozczarowani. Zbieranie rzeczy w celu stworzenia z nich użyciem przedmiotów jest w tej części jeszcze większym priorytetem. Szczególnie na początku zabawy. Jest to najzwyczajniej w świecie nudne. Takkar może szybciej zauważyć potrzebne materiały, gdy włączymy „instynkt”. Duża część przedstawionej rozgrywki polega na wędrowaniu przy monochromatycznej wizji i szukanie świecących elementów.
Tworzenie przedmiotów nie jest tu kwestią majstrowania przy zasobach w naszym ekwipunku, w celu zobaczenia co ze sobą połączyć, tak jak działa to w bardziej skomplikowanych grach opartych na przetrwaniu. Takkar musi tylko „nauczyć” się rzemieślniczych schematów. Te zazwyczaj poznajemy wraz z posuwaniem historii do przodu lub po osiągnięciu wymaganego poziomu.
Nie spodziewajcie się więc trudnego i rozbudowanego wyzwania. Wszystko jest spłycone i nieco brakuje głębi w mechanice craftingu. Inne uproszczenia dotyczą śmierci Takkara. Jeśli tak się stanie pojawi on się na mapie z tym, co zdobył już wcześniej. Zupełnie inaczej niż ma to miejsce, chociażby w Ark: Survival Evolved. Zanim zajmiemy się fabułą warto poodwiedzać miejsca z pobocznymi aktywnościami. Seria znana jest z tego, że jest tu tego bardzo dużo. Kraina Oros to przyjemne miejsce do eksploracji. Znów nie brzmi to najlepiej w grze stawiającej oprócz akcji na elementy przetrwania, ale pocieszające jest to, że zagrożeń jest tu jakby więcej niż we wcześniejszych grach z Far Cry w tytule. Tygrysy szablo-zębne, wilki, mamuty, niedźwiedzie i cała reszta stanowią większe zagrożenie niż fauna w Far Cry 4. Z całą pewnością jest to związane także z tym że tu walczymy przy użyciu prymitywnej broni.
Ten element, czyli polowanie to z całą pewnością plus nowej produkcji. Z dziką zwierzyną wiąże się nowość. Otóż możemy ją oswajać. Większe i rzadsze okazy wymagają więcej działania, aby osiągnąć sukces. Trzeba je najpierw wytropić, dotyczy to np. śnieżnych wilków i niedźwiedzia, który wygrał nie jeden pojedynek o własne życie. Świadczą o tym liczne blizny, którymi jest pokryty. Zniewolony przez nas zwierz staje się naszym wiernym kompanem. Na gameplayach możemy zobaczyć u boku Takkara przede wszystkim wilka. Aby pozyskać bardziej śmiercionośne bestie jak tygrys szablo-zębny lub niedźwiedź należy pamiętać o rozwijaniu odpowiedniego drzewka talentów.
No właśnie. System levelowania i rozwijania postaci. To on nadaje pęd grom z otwartym światem. Poczucie, że rozwijamy się od zera do bohatera lubi chyba każdy gracz. Tutaj jesteśmy nieco hamowani. Skoro ktoś jest na tyle dobry, ale oswoić tygrysa na początku gry, dlaczego jest blokowany? Jeśli zdobędziemy rzemieślniczy schemat pozwalający na wytworzenie znacznie lepszej maczugi niż ta, którą dysponujemy obecnie, dlaczego musimy odblokować najpierw wcześniejsze rzeczy? Te liniowe ścieżki postępu wypaczają pionierskiego ducha człowieka pierwotnego. Umiejętności jest 80. Niestety świat nie reaguje elastycznie na nasze poczynania. Istnieją tu twarde warunki do spełnienia. Taki właśnie jest Far Cry z tą różnicą, że nie ma tu broni palnej. Dokładnie tego należało się spodziewać. Powtarzalności i zamienników jest tu wiele. Taka na przykład sowa. Podczas lotu widzimy świat jej oczami i mamy możliwość zaznaczenia przeciwników. Dokładnie tak jak przy użyciu lornetki z poprzednich części. To samo dotyczy rodzaju przeciwników. Istnieją zarówno wersje, które wystarczy tłuc maczugą po głowie, jak i ci opancerzeni. Więcej tłuczenia, ale też w końcu padną. Mimo wszystko daje to satysfakcję. Skradanie się ponownie odgrywa dużą rolę. Po prostu karabin snajperski z tłumikiem zastąpiono tu niezwykle precyzyjnym łukiem.
Czy warto czekać? Mimo wszystko tak. Walka z dziką fauną, spotkania twarzą w twarz z ludzkim przeciwnikiem i wymiana ciosów używając maczug, a przede wszystkim oswajanie bestii i wędrówka w ich towarzystwie po niebezpiecznym świecie sprawia radość i satysfakcję. Niektórzy będą jednak narzekać na powtarzalność w serii. Ci muszą liczyć, że więcej zmian pojawi się w kolejnej części. Choć ta jeszcze nie miała swojej premiery to nikt chyba nie wątpi w pojawienie się Far Cry 5.
Przypominamy, że premiera Far Cry Primal w wersji na konsole PlayStation 4 i Xbox One miała miejsce szybciej, bo 23 lutego, niż wersja na PC. Posiadacze blaszaków poczekają tydzień dłużej do 1 marca.
Brak komentarzy do artykułu - Twój może być pierwszy!