Syndicate najlepszą częścią serii Assassin’s Creed?
Rozczarowanie spowodowane początkową kondycją Assassin’s Creed: Unity zniechęciło mnie do serii Ubisoftu na tyle, że nie byłem zainteresowany również kolejną odsłoną. Upływ czasu sprawił jednak, że powrót na ulice i dachy Paryża przebiegł już bezboleśnie. Naturalnym było dla mnie to, że po zapoznaniu się z historią Arno sięgnę po Syndicate rozgrywające się w wiktoriańskim Londynie. To był strzał w dziesiątkę. Ostatni, prawdziwy „asasyn” to prawdopodobnie najlepsza odsłona serii.
W porównaniu do wcześniejszych części w Syndicate mamy do czynienia z ogromną ilością nowości. Dosłownie wszystkie z nich przypadły mi do gustu. Zacznijmy od tego, że po raz pierwszy mamy tu okazję do pokierowania poczynaniami dwóch bohaterów. Rodzeństwo Frye – Jackob i Evie – różnią się nie tylko podejście do wielu spraw, co prowadzi do spięć, ale i drzewkiem rozwoju, chociaż w tym drugim przypadku różnice są minimalne i nie mają na dobrą sprawę żadnego wpływu na rozgrywkę.
Londyn największym bohaterem

Dym z kominów fabryk i zakorkowana Tamiza – rewolucja przemysłowa w pełnej krasie
Początkowo zabawę rozpoczynamy poza Londynem, ale szybko trafiamy do stolicy Królestwa. Już po kilku chwilach spędzonych na jego ulicach zobaczymy kolejne nowości. Po szerokich ulicach pędzą powozy, a w ciemnych zaułkach i bramach dochodzi do walk pomiędzy gangami. W obu przypadkach nie będziemy jedynie biernymi obserwatorami. Sami złapiemy za lejce i staniemy na czele własnego gangu, zdobywając kolejnych stref wpływów, na które został podzielony Londyn. Skokierów można zwerbować w dowolnym czasie i korzystać z ich wsparcia. Przejmowanie miasta wiąże się z ukończeniem różnorodnych misji skupiających się m.in. na porwaniu bandytów, wyeliminowaniu templariuszy, uwalnianiu dzieci z fabryk i oczyszczaniu siedzib wrogiego ugrupowania. Nasz gang doczekał się także obszernego drzewka ulepszeń.

Z wizytą na herbatkę u królowej Wiktorii
Historia przedstawiona w serii Assassin’s Creed nigdy nie była specjalnie porywająca. Widać to także w Syndicate. Fabuła jest przepełniona oklepanymi zwrotami akcji i w najlepszym wypadku można powiedzieć o niej poprawna. Pomimo prostych schematów nie nudziłem się jednak podczas jej odkrywania. Fascynujące były dla mnie spotkania z postaciami znanymi z kart historii oraz odwiedzanie najsłynniejszych miejsc w Londynie. W tej warstwie Ubisoft po raz kolejny sprawdził się znakomicie, odwzorowując w najmniejszych detalach największe atrakcje takie jak Big Ben, budynek Parlamentu, pałac Buckingham i katedrę św. Pawła.
W końcu ciekawe misje poboczne i rozwój postaci

Okazji do uśmiechnięcia się nie brakuje
Jeśli chodzi o znane postacie, na swojej drodze spotkamy m.in. królową Wiktorię, Charlesa Dickensa, Karola Marksa, Karola Darwina, Winstona Churchilla (w ramach DLC rozgrywanego podczas I wojny światowej), a nawet młodziutkiego Arthura Conana Doyle’a. Co najlepsze, znane postacie występują nie tylko w głównym wątku fabularnym, ale także w misjach pobocznych. Podobną sytuację mieliśmy już w Unity, ale to dopiero w Syndicate dodatkowe zadania zlecane przez słynne osobistości doczekały się odpowiedniej oprawy i nagród.

W grze znajdziemy całą masę wyposażenia i prosty system craftingu
Podczas eksploracji Londynu panuje pełna dowolność w wyborze kierowanej postaci. Podobnie jak podczas wykonywaniu zadań pobocznych. Misje głównego wątku fabularnego są już jednak podzielone na zadania przeznaczone wyłącznie dla Jackoba lub Evie. Ten pierwszy skupia się głównie na zabójstwach. Evie natomiast rusza na poszukiwania kolejnego artefaktu Edenu. Nie do końca mi to pasowało. Unikalne umiejętności dziewczyny są skupione na skradaniu się i dlatego to właśnie ją widziałbym podczas cichego eliminowania najważniejszych celów. Perki dostępne jedynie dla Jackoba wpływają na jego większą skuteczność podczas bezpośrednich starć.
Walka, skradanie się i wspinaczka – najważniejsze elementy każdej odsłony
W Assassin’s Creed: Syndicate zmieniono nieco system walki, który przypomina nieco ten znany z serii gier o Batmanie autorstwa studia Rocksteady. Starcia są tu znacznie bardziej dynamiczne i toczą się na bliższym dystansie. Pojawiła się także walka na pięści wzmocnione kastetem. Wroga da się zlikwidować także z większej odległości, wykorzystując rewolwer lub noże do rzucania. Wśród nowych gadżetów pojawiły się bomby galwaniczne skonstruowane przez Aleksandra Grahama Bella. Pozwalają one porazić, a tym samym unieruchomić na dłuższą chwilę wszystkich, który znajdą się w zasięgu wybuchu. Korzystałem z nich jednak sporadycznie.

Dynamicznie i brutalnie
Na osobny akapit zasługują znajdźki, które są przemyślane, jak nigdy wcześniej. Ich zbieranie dla osób, którym zależy na wymaksowaniu gry to już nie katorga, a przyjemność. Na większość z nich natrafimy bowiem już w drodze do celu misji lub zleceniodawcy. Na szybsze dotarcie do skrzyń i położonych wyżej danych Helixa pozwala wystrzeliwana z rękawicy asasyna linka z hakiem, która umożliwia błyskawiczne wspięcie się nawet na najwyższe budowle. Hak da się także zaczepić o ściany lub kominy budynków znajdujących się naprzeciwko i zjechać na linie, z której można wykonać także zabójstwo z powietrza.

A kuku!
Pozostawanie w ukryciu i skradanie to mocna strona każdej gry z serii. Nie inaczej jest także w przypadku Syndicate. Ciche zabójstwa i brak wykrycia sprawiają satysfakcję. Tak samo, jak finezyjne sposoby na pozbycie się kluczowych celów, które nawiązują do rozwiązań spotykanych w serii Hitman.
Pop in tekstur nadal obecny… niestety

Tekstury w oddali wyglądają paskudnie
Oprawa graficzna się nie zestarzała i nawet dziś robi dobre wrażenie szczególnie dzięki teksturom. Wystarczy spojrzeć na pełne detalów kostiumy. Podczas rozgrywki napotkałem jednak na kilka bugów, które wymagały zrestartowania gry. Mam tu na myśli przede wszystkim sporadyczne niewczytywanie się filmików przerywnikowych i powroty do pulpitu. W ciągu 70 godzin, które do tej pory spędziłem przy grze (zostało mi ukończenie DLC o Kubie Rozpruwaczu i zebranie wszystkich pozytywek) zdarzyło się to około 10 razy.
Zdecydowanie warto!
Zaopatrzyłem się w wersję Gold zawierającą wszystkie DLC i dodatkową zawartość. Polecam zakupić to wydanie, bo rozszerzenia są naprawdę udane, nie licząc może mini kampanii rozgrywającej się podczas I wojny światowej. Ta jest po prostu za krótka i wypełniona mało urozmaiconymi zadaniami. Świetny jest za to pakiet z zagadkami detektywistycznymi, które są jeszcze bardziej interesujące niż te w Unity. W ogóle o Assassin’s Creed: Syndicate można powiedzieć: Unity na sterydach. Wszystko jest tu przemyślane i zrealizowane lepiej w tym największa bolączka serii, czyli powtarzalne zadania poboczne. Te rozsiane na terenie Londynu są zróżnicowane jak nigdy wcześniej. Przykładem niech będą wyścigi, które są rozgrywane z punktu A do B, na okrążenia, w formie próby czasowej, jako rywalizacja z pociągiem i w ramach trójboju łączącego jazdę powozem, bieg i wspinaczkę.

Pozdrowienia z Londynu
Wiktoriański Londyn zwiedzałem z przyjemnością i nie nudziłem się nawet przez chwilę. Szkoda, że to ostatnia odsłona wielkiej serii, która jest zgodna z duchem poprzedniczek. Nowy rozdział w historii marki, ten bardziej erpegowy, kompletnie nie przypadł mi do gustu. W Assassin’s Creed: Syndicate Ubisoft osiągnął za to perfekcjonizm w niemal wszystkich elementach, które charakteryzowały serię od początków jej istnienia.
Brak komentarzy do artykułu - Twój może być pierwszy!