Czy warto kupić kartę graficzną z serii RTX od razu po premierze?
To pytanie zadaje sobie już od jakiegoś czasu. Zamierzam bowiem wymienić swojego przestarzałego GTX-a 770, który pomimo wieku daje jeszcze radę uciągnąć część nowych gier, ale w ostatnim czasie wykazuje objawy uszkodzonej pamięci VRAM. Zbliżająca się premiera nowej generacji kart graficznych Nvidii w głowach wielu graczy zasiała myśli o wymianie swojego sprzętu na nowy i nie mam tu na myśli jedynie hype'u, który jest skutecznie nakręcany już od wielu miesięcy. Kupować, albo nie kupować - oto jest pytanie. Jeśli nie wiecie jeszcze, co zrobicie, podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami. Być może rzuci to nowe światło.
Na początku pragnę poinformować, że sam jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji. Dlaczego? Otóż posiadam jeszcze za mało danych, które ostatecznie wpłyną na moją decyzję. Mowa tu głównie o testach wydajności karty GeForce RTX 2070, bo to właśnie ten model jest na liście mojego zainteresowania. Szybko dałem złapać się na sztuczki marketingowców i byłem przekonany, że kupuję nowego RTX-a od razu po jego debiucie na rynku. Z czasem jednak zmieniłem swoje postrzeganie nowej generacji.
Weźmy na tapetę największą bajerę serii RTX 20xx, czyli dynamiczne oświetlenie. Ray tracing wygląda bajecznie i rzeczywiście przybliża grafikę do realizmu. Wystarczy zobaczyć porównanie fragmentu gameplayu Battlefield V z wyłączoną i włączoną technologią. Każdy kij ma jednak dwa końce. Ray tracing jest piekielnie wymagający i nawet najsilniejsza karta RTX 2080 Ti nie zawsze daje sobie z nim radę. Najlepiej widać to na przykładzie prezentacji Shadow of the Tomb Raider i Metro Exodus. W przypadku pierwszej produkcji pecet wyposażony w najwydajniejszą kartę nowej generacji nie był w stanie utrzymać płynności na poziomie 60 fps. Przez większość czasu gra działa w 40 fps.
Developerzy pracujący nad nową osłoną Tomb Raidera szybko wydali oficjalne oświadczenie, w którym tłumaczyli, że nowa technologia wymaga jeszcze optymalizacji i bliższego zapoznania się z nią. Jestem w stanie to zrozumieć, ale jak wytłumaczyć sytuację z brakiem stałych 60 fps w Metro Exodus? W końcu to w tej grze po raz pierwszy zaprezentowano demo technologiczne ray tracingu. Oznacza to, że twórcy kolejnej części cyklu Metro już od dłuższego czasu pracują z nowym oświetleniem opracowanym przez Nvidię. Tymczasem podczas pokazu gra z włączonym śledzeniem promieni utrzymywała płynność na poziomie 50 fps na najmocniejszym przedstawicielu nowej rodziny kart.
Warto podkreślić, że oba tytuły zostały uruchomione w rozdzielczości Full HD... Chociaż jest to nadal najpopularniejsza rozdziałka to coraz więcej graczy stawia na 2,5 K i 4 K. Jak wspomniane produkcje z włączonym ray tracingiem będą działać przy takich rozdzielczościach? Odpowiedzcie sobie sami.

21 gier będzie wspierało Ray Tracing Nvidii. Demo Tomb Raider, Battlefield 5 i Control
Na starcie nowej generacji lub tuż po nim dynamiczne oświetlenie albo DLSS pojawi się w aż 21 produkcjach. Wśród ich nie brakuje największych hitów.Ray tracing może więc skończyć jak przełomowa swego czasu technologia Nvidia Hairworks. Chociaż zmiany w oświetleniu są znacznie bardziej spektakularne, to powodują takie same problemy z wydajnością jak lepsze włosy. Wygląda więc na to, że Nvidia po raz drugi popełnia ten sam błąd, czyli wdraża technologię, która jest zbyt wymagająca nawet dla nowych kart. To znacznie obniża jej atrakcyjność. Ray tracing jeszcze przez dłuższy czas będzie jedynie ciekawostką, chyba że zadowala Was granie w Full HD z 40 kl/s na świeżo zakupionej karcie za kilka tysięcy. Dla mnie jest to nie do pomyślenia.
Tym samym ray tracing nie będzie miał absolutnie żadnego wpływu na moją ostateczną decyzję. Technologia ta w jej obecnym kształcie (zasobożerność) mogłaby dla mnie nie istnieć. Jest ona co prawda atrakcyjna, bo wygląda świetnie, ale to jeszcze nie jej czas. Śledzenie promieni będzie „śmigać”, tak jak powinno, zapewne dopiero na przyszłej generacji kart lub po marketingowym wykorzystaniu przepadnie jak Nvidia Hairworks. Bardziej stawiam na to pierwsze.
Nie oznacza to jednak, że całkowicie przekreśliłem zakup w postaci RTX 2070. Dynamiczne oświetlenie to przecież nie wszystko. Najważniejszą dla mnie kwestią, przesądzającą o tym, czy wyłożę swoje pieniądze, będzie podstawowa wydajność bez włączonej funkcji ray tracing. Do czego będę ją porównywać? Oczywiście do sprzętu poprzedniej generacji. Karty graficzne GTX 1060, GTX 1070 oraz GTX 1080 to nadal bardzo wydajne konstrukcje. Wydaje się jednak, że ich cena nie spadnie po premierze nowej generacji RTX. Powody takiego stanu rzeczy to jednak temat na zupełnie inny artykuł.
Pierwsze testy wydajności nowego RTX-a 2070 zamierzam porównywać do możliwości GTX-a 1080, którego w wersji mini można wyrwać już za 1 999 złotych. Jeśli nowy sprzęt będzie wydajniejszy o zaledwie 10-20 procent, prawdopodobnie kupię kartę poprzedniej generacji i w ten sposób zaoszczędzę kilka „stówek”. Jeśli natomiast nowa „karcioszka” będzie szybsza od GTX-a 1080 o 30-40 procent z pewnością zakupię nowy produkt „zielonych” i zrobię to jak najszybciej w obawie o wzrost cen związany z potencjalną drugą falą popularności kryptowalut. Ta według niektórych specjalistów jest przewidywana na październik. Może się jednak okazać, że to tylko spekulacje.
Nie tak dawno czytałem artykuł, w którym Polaków przedstawiano jako rozsądnych konsumentów. Według zawartej tam analizy coraz częściej kupujemy przez Internet, a tym samym każdy z nas jest w stanie oszczędzić w skali roku nawet kilka tysięcy złotych. Zaliczam się do tej grupy. W związku z tym już dawno przeliczyłem sobie wartości podane w dolarach i euro na polskie złotówki. Może się wydawać, że cena RTX-a 2070 w dolarach jest bardzo atrakcyjna (599$). Nie uwzględniono w niej jednak podatku. Po doliczeniu VAT-u wychodzi już 737$, co przy obecnym kursie dolara (3,73 zł) daje 2 749 złotych, a więc tyle, ile karta będzie kosztować w polskiej dystrybucji. O tańszych zakupach w euro również można zapomnieć.
Brak komentarzy do artykułu - Twój może być pierwszy!